sobota, 29 września 2012

Herbata dla joginki ;)

To był dobry tydzień :)
W sobotę i niedzielę warsztaty jogi u Maćka. Niemal równocześnie około weekendowe załatwianie końcowych spraw dotyczących pracy magisterskiej. W poniedziałek praca została złożona, co, po kilku miesiącach pisania, pozwoliło mi w końcu odetchnąć z ulgą... A jak już odetchnęłam to w mojej głowie błyskawicznie zrodziła się chęć podążenia w jednym kierunku - na ukochane Mazury :) Co, niewiele myśląc, zrealizowałam czym prędzej, więc kilka ostatnich dni spędziłam gapiąc się z białej powierzchni pokładu na najpiękniejsze w Polsce mazurskie chmury i chmurki. To spowodowało, że nie zdążyłam się pochwalić jednym ze swoich dzieł, które w przerwie warsztatów powędrowało do Olgi - mojej nauczycielki jogi :)

Stworzyłam dla niej dwie podkładki pod kubki, w charakterze prezentu na nowe mieszkanko :) Wykonałam je techniką pirografii, co oznacza, że w drewnie wypalony jest wzorek za pomocą specjalnego urządzenia. Zajęcie jest wyśmienite na długie, zimne wieczory, gdyż tworzeniu różnych cudowności towarzyszy zapach palonego drewna. O tak, lubię sobie tak poprzypalać :P Tą samą techniką zrobiłam również zakładkę, którą przedstawiłam w pierwszym wpisie.

 Ta dam! A oto i one:


Po zrobieniu zdjęć widzę, że będę się musiała trochę podciągnąć w fotografowaniu moich dzieł, gdyż obecne fotki w ogóle nie przedstawiają ich prawdziwego uroku (tak! Skromność przede wszystkim!:) . Co przedstawiają podkładki, każdy widzi - samą obdarowaną i napis, a także mój podpis na odwrocie każdej podkładki. Dla zwiększenia trwałości całość jest kilkukrotnie pomalowana bezbarwnym lakierem.

Nie mogę się już doczekać, kiedy przedstawię Wam moje kolejne dzieła, a tymczasem... kolorowych snów! 

poniedziałek, 10 września 2012

Gwiazda popołudnia: Jego wysokość Tort Naleśnikowy ;)

Spędzanie czasu w kuchni na gotowaniu w porze obiadowej zdecydowanie nie należy do moich ulubionych zajęć. (Co innego śniadania, mmm, ale o tym innym razem). Sytuacja ta zmienia się diametralnie, gdy na obiad mają być naleśniki!

Naleśniki - cudowny wynalazek ludzkości ;) . Osoby, które ich nie lubią, uznaję za podejrzane, jaka trauma z dzieciństwa spowodowała u nich niechęć do tego cudownego smakołyku? Porzucając te rozważania, z pewną dozą strachu (bo co będzie jak nagle zaczną zjeżdżać do mnie tabuny głodnych naleśnikożerców?), oświadczam: Naleśniki jestem w stanie zrobić i usmażyć o każdej porze dnia i nocy. Jeśli jakaś zbłąkana przyjacielska mi dusza zadzwoni do mnie np. o czwartej nad ranem i oświadczy, że świat się skończy bez naleśnika i że zaraz u mnie będzie, stanę przy kuchence by smażyć cieniutkie miękkie placki i szykować do nich dodatki (nikt jeszcze nie sprawdzał, ale widzi mi się, że tak by to właśnie wyglądało).

Tak więc, kiedy wczoraj padło na mnie robienie obiadu (czego skrzętnie staram się unikać), wybór mógł być tylko jeden. A że był piękny słoneczny dzień i towarzystwo podczas obiadu jest baardzo bliskie memu sercu, należało to jakoś szczególnie uświęcić.

I tak powstał tort naleśnikowy.

Tak wyglądał przed:




A tak po upieczeniu:





PS. Wszystkich naleśnikożerców informujemy, że zapisy na kolejną porcję odbywają się telefonicznie, wg kolejności zgłoszeń ;)

niedziela, 2 września 2012

Zakładka na dobry początek

Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku :)

Znajdziecie tu rzeczy różniste - moje małe i duże radości. Przepisy na omlety biszkoptowe, serowe racuszki, i być może nawet na ciastka. A także szereg mojej radosnej twórczości, służącej do tego, by sprawiać radość :)


Wczoraj, z prędkością poczty polskiej, powędrowała do Kasi zakładka.